Ojciec Piotr Jordan Śliwiński odpowiada na trudne pytania związane z sakramentem pojednania. Wiadomości przez niego podawane składają się na kompendium wiedzy o tym sakramencie. Wiele miejsca poświęca przewodnictwu duchowemu, co mnie, jako

Ojciec Piotr Jordan Śliwiński jest kapucynem. Jest jednym z prowadzących Szkołę Spowiedników w Krakowie. – Jak często Ojciec się spowiada? – Regularnie staram się spowiadać dwa, trzy razy w miesiącu. – Dlaczego tak często? – Żeby prowadzić bliższe życie z Jezusem, trzeba często się spowiadać. Porównuję często spowiedź do planowania ogrodu. Nie wystarczy tylko usuwać chwasty, aby inne rośliny pięknie rosły. Trzeba też wiedzieć, gdzie co posadzić, żeby cały ogród dobrze wyglądał. – Czy taka częsta spowiedź, skoro jest się księdzem, nie jest zawracaniem głowy Panu Bogu? – Spowiedź to nie tylko „czyszczenie” swojej duszy. To nie jest prysznic, którym wystarczy się spłukać. Spowiedź to uznanie przed Panem Bogiem: „Jestem słaby, bez Ciebie trudno mi cokolwiek zrobić”. To jedno. Po drugie, przez częstą spowiedź uczę się planować życie z Panem Bogiem. Kiedy rachunek sumienia robię raz na kilka miesięcy, wtedy widzę tylko główne problemy. Częsty rachunek sumienia pokazuje mniejsze problemy. Lepiej widzę to, co w tym moim ogrodzie nie jest na swoim miejscu. – Czy my też powinniśmy tak często się spowiadać? – Ja jestem za tym, by pytać spowiednika: „Proszę ojca, czy proszę księdza, jak często powinienem się spowiadać?”. Jeśli walczę z uporczywym czy ciężkim grzechem, powinienem spowiadać się częściej. – Jak odróżnić grzech ciężki od lekkiego? – Katechizm mówi prosto: „Grzech ciężki to świadome i dobrowolne przekroczenie przykazania Bożego lub kościelnego w ważnej sprawie”. Na przykład, chcę coś ukraść. Planuję, zastanawiam się i w końcu decyduję się. Jest też różnica między złem a grzechem. Zawsze trzeba się zastanowić: „Dlaczego to zrobiłem? Czy wiedziałem wszystko na ten temat?”. Na przykład, ktoś jedzie samochodem i potrąca człowieka. Stało się coś złego. Ale czy popełniłem grzech? Trzeba zapytać swojego sumienia. Czy przestrzegałem przepisów drogowych? Czy jechałem trzeźwy? I tak dalej. – A jeśli nadal nie jestem pewna? – Wtedy należy pytać spowiednika: „Czy po czymś takim mogę iść do komunii?”. Trzeba nauczyć się pytać i nie bać się tego. – Czy ktoś, kto nie ma grzechu ciężkiego, też powinien iść do comiesięcznej spowiedzi? – Nie ma takiej konieczności. To jest rada, żeby zachować delikatność sumienia i porządek w moim życiowym ogrodzie. – A jeśli ktoś nie lubi się spowiadać, czy to źle? – Ja to chyba rozumiem. Bo trzeba się przyznać najpierw przed sobą, potem przed Bogiem i głośno powiedzieć – wobec Boga i księdza – o tym, co mi się nie udało. To nie jest przyjemne. Ale to też nie może być paniczny lęk. Zrobiłem źle, ale Pan Bóg mnie nie przekreśla. Raczej oczekuje, bym uznał, że bez Niego nie potrafię być dobrym. Trzeba pamiętać, że kiedy się przewrócę, On mnie stawia na nogi i uczy chodzić przez życie. – Czy grzechy wstydliwe, związane z szóstym przykazaniem, trzeba dokładnie opowiedzieć? – To grzechy, o których bardzo trudno mówić. Wystarczy powiedzieć na przykład: „Z seksualnością miałem takie i takie trudności”. Jeśli ksiądz nie będzie rozumiał, zacznie na ten temat rozmawiać. – A jeśli ktoś zatai grzech? – Jeśli zdarzy się, że ze strachu nie powiedziałem grzechu, to przy najbliższej spowiedzi powinienem to po prostu zrobić. Bo to zwyczajnie przeszkadza w relacji do Boga, męczy i ciągle powraca. Trzeba spowiednika traktować jak przyjaciela. Nie jak kogoś, kto krzyczy, bo zrobiłem źle, ale jak kogoś, z kim mogę pogadać o swoim życiu, kto poradzi, pomoże spotkać Pana Boga i otrzymać Jego przebaczenie. Piotr Śliwiński – krytyk literacki, badacz polskiej poezji, nauczyciel akademicki, profesor na UAM w Poznaniu. Autor kilku książek (m.in.: „Przygody z wolnością” – 2002, „Poetyckie awangardy – awangarda przedwojenna” – 2004, „Świat na brudno. Szkice
Każdy, kto choć raz się spowiadał, ma własne doświadczenia, wątpliwości i pytania dotyczące tego sakramentu. Pytań zadanych w tej książce doświadczonemu spowiednikowi przez jego dwie dociekliwe rozmówczynie jest grubo ponad setka, musiał on zatem dwoić się i troić, by na wszystkie znaleźć przekonującą odpowiedź. Efektem jest wszechstronny leksykon sakramentu pojednania obejmujący wyłącznie sprawy ważne i przynosi odpowiedzi na wiele pytań: * kto wymyślił spowiedź? jakie były początki tego sakramentu, * jak ewoluowała jego forma? * dlaczego ludzie unikają spowiedzi? * czym najczęściej grzeszą spowiednicy? * czy klerycy w seminarium mają praktyczne ćwiczenia ze spowiadania? * czym jest grzech? ile musi ważyć grzech, żeby był ciężki? * jakie pokusy niesie ze sobą Internet? czy przez Internet można się spowiadać? * czy zawsze można uniknąć wzięcia lub dania łapówki? * czy dziś seks jest jeszcze grzechem? * jak bardzo spowiednik może wnikać w problemy penitenta? * kiedy warto się zdecydować na stałego spowiednika? * kiedy wolno ujawnić tajemnicę spowiedzi? * czym różni się spowiedź od psychoanalizy? czy spowiedź może prowadzić do nerwicy? * jak zrobić dobry rachunek sumienia? * czy żal za grzechy trzeba odczuwać? * czy pokuta to to samo co zadośćuczynienie?Ojciec Piotr Jordan Śliwiński dał się poznać jako znakomity spowiednik, kierownik duchowy i rekolekcjonista osób konsekrowanych i świeckich. Jest doktorem filozofii, wicerektorem i wykładowcą Wyższego Seminarium Duchownego Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie, kierownikiem Sekcji Filozoficznej Polskiego Towarzystwa Teologicznego, współpracownikiem Dominikańskiego Centrum Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych w Krakowie, autorem publikacji z zakresu filozofii, antropologii kultury i nowej z innymi kapucynami prowadzi Szkołę dla Spowiedników, której celem jest umożliwienie księżom pogłębienia wiedzy, dzielenia się doświadczeniem oraz szukania odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Program szkoły uzyskał aprobatę Komisji Duchowieństwa Konferencji Episkopatu Polski, która objęła ją swoim patronatem. Spotkania Szkoły dla Spowiedników odbywają się w Skomielnej Czarnej niedaleko Krakowa.
Myślę, że nie tylko przeciętny katolik chodzi do spowiedzi z niechęcią. Niech pani popatrzy chociażby na teksty ks. prof. Józefa Tischnera. On też mówi, że niechętnie się spowiada. Chyba nikt nie mówi z entuzjazmem o własnych grzechach i błędach. Spowiedź to nie jest pójście do SPA, gdzie się relaksujemy.

O spowiedzi początkach, zmianach, które zaszły i nie tylko z o. Piotrem Jordanem Śliwińskim, założycielem szkoły spowiedników, rozmawia Michał Wnęk. Dlaczego spowiadamy się w konfesjonale? Kiedy ta forma zaczęła obowiązywać? Jak spowiedź wyglądała wcześniej? – Trzeba rozróżnić dwie rzeczy: spowiedź indywidualną oraz konfesjonał jako pewien mebel. W starożytnym chrześcijaństwie rozgrzeszenie było formą publiczną – tak przynajmniej sądzimy, ponieważ pokuta była publiczna – to wyznanie grzechów było indywidualne. Natomiast sam konfesjonał jest pomysłem XVI-wiecznym wprowadzonym po Soborze Trydenckim. Co ciekawe, w tamtym okresie również luteranie mieli swoje konfesjonały. Będąc w katedrze w Kwidzyniu można zobaczyć XVI-XVII-wieczne egzemplarze protestanckie. W późniejszym okresie ta tradycja zniknęła z kościoła luterańskiego, prawdopodobnie na mocy odróżniania się od katolicyzmu.[…] Jak wyglądała spowiedź we wczesnym chrześcijaństwie? – Kościół na Soborze Trydenckim, gdy mówi o ustanowieniu sakramentu pokuty, odwołuje się do 20 rozdziału Ewangelii wg św. Jana. Zmartwychwstały Chrystus mówi do apostołów „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane". Kościół rozumiał ten fragment jako danie przez Boskiego Założyciela władzy odpuszczania grzechów. Kościół rozważał, w jaki sposób ma tę nadaną mu władzę sprawować. Pierwotnie sądzono, że sakrament pokuty można przyjąć tylko raz w życiu po chrzcie. Uważano, że chrześcijanin, który przyjął chrzest nie powinien grzeszyć, a na pewno nie powinien popełniać grzechów ciężkich, które by go odłączały od Boga. Akcentowano cztery takie grzechy: apostazja, bałwochwalstwo, zabójstwo i cudzołóstwo. Uważano, że jeżeli ktoś, pomimo odpuszczenia grzechów dalej jakiś popełnia, to nie przesądzano o jego przyszłości, a pozostawiano to miłosierdziu Bożemu. Jednak z biegiem czasu Kościół zaczął pochylać się nad słabością człowieka, szczególnie w okresie prześladowań, gdy część ludzi publicznie wyrzekała się wiary, czyli popełniała grzech apostazji, bojąc się tortur i utraty życia. Dlatego też dyscyplina pokutna w ciągu wieków stawała się coraz bardziej łagodna. W następnych latach, aby tego grzesznika chronić, ułatwić mu pojednanie z Bogiem, formuły te się przekształcały. W kościele wczesnośredniowiecznym pojawił się swoisty taryfikator, gdzie ludzkie pokuty są przypisane do konkretnych grzechów, zarazem spowiedź stawała się częstsza. Wyglądało to tak, że sumowano grzechy i np. jakiś władca dostawał dziesięć tysięcy dni postu. To było oczywiście nie do spełnienia w życiu człowieka, więc on wynajmował tysiąc ludzi i płacił im, aby przez dziesięć dni pościli. Kościół oczywiście protestował przeciwko takim praktykom, bo stawały się one zwykłym formalizmem, usługą, a nie zadośćuczynieniem za własne grzechy. Co to jest spowiedź ogólna i rozgrzeszenie ogólne? – Jeżeli weźmiemy pod uwagę obrzędy sakramentu pokuty to są możliwe trzy formy. Spowiedź indywidualna, którą znamy z normalnej praktyki oraz celebracja wspólnotowa ze spowiedzią i rozgrzeszeniem indywidualnym. Są to dwie formy zwyczajne, które można zawsze stosować. Istnieje również forma nadzwyczajna – rozgrzeszenie ogóln – która jest bardzo restrykcyjnie obwarowana i możliwa do zrealizowania przy zachowaniu dwóch niezbędnych warunków: bezpośredniego zagrożenia życia i jeżeli nie ma dostatecznej liczby kapłanów, aby wszyscy mogli się wyspowiadać. Np. na tonącym statku, gdzie jest kilkuset pasażerów? – Tak. Albo podczas lotu samolotem, który nagle zaczyna pikować. Wtedy kapłan może wstać, wezwać, aby ludzie uczynili żal za grzechy, a następnie udzielić absolucji generalnej. Czy jeżeli nie otrzymaliśmy rozgrzeszenia u jednego spowiednika, to idąc do innego kapłana musimy powiedzieć o zaistniałej sytuacji? – Powinno się powiedzieć. Należy jednak samego siebie zapytać, czy spełniam warunki do tego, aby uzyskać rozgrzeszenie. Może się zdarzyć, że spowiednik o coś nie zapyta bo np. jest dużo ludzi albo niedokładnie mu się coś powie np. popełniłem grzech nieczysty. Jeden kapłan nie dopyta, a drugi natomiast dowie się, że jakaś para mieszka razem i penitent nie chce zrezygnować z tej sytuacji, dalej chce mieszkać bez ślubu, więc to nie kwalifikuje się, aby udzielić mu rozgrzeszenia, gdyż nie ma postawy jego nawrócenia. Ale to nie oznacza, że jeżeli ten pierwszy dał mu rozgrzeszenie, to ta spowiedź nie była świętokradcza. Ważna jest sytuacja jego serca, czy on się chce nawrócić, bo jeżeli on chce tylko przejść przez rytuał i uzyskać formalne rozgrzeszenie, to nie tędy droga. My wiemy, że kapłan nie jest prokuratorem republiki, nie będzie prowadził śledztwa, nie będzie próbował łapać nas na sprzecznościach. Kapłan ma obowiązek wierzyć penitentowi. Czy istnieją grzechy których zwykły ksiądz nie może odpuścić? – Istnieją pewne grzechy, które są w Kościele przestępstwem, czyli oprócz tego, że jest to grzech, przypisana jest również kara kanoniczna. W związku z tym istnieje odpowiednia władza, która może znieść tę karę. I tutaj występują grzechy, które są zastrzeżone dla Stolicy Apostolskiej bezpośrednia zdrada sakramentu pokuty, rozgrzeszenie wspólnika grzechu nieczystości, zamach na papieża, zbezczeszczenie Najświętszego Sakramentu, czyli akt świadomej profanacji oraz wyświęcenie biskupa bez pozwolenia Stolicy Apostolskiej. Jest jeszcze jeden bardzo rzadki przypadek, jeżeli ktoś chciałby manipulacyjnie wpływać na wynik konklawe. Są także grzechy, które przypisujemy biskupowi miejsca. Tutaj takim najbardziej powszechnym jest grzech popełnienia aborcji, do którego przyłożona jest kara w prawie kanonicznym nazwana „mocą samego faktu”, czyli nikt nie musi tego stwierdzić, a ktoś kto go popełnił, wpada w tę karę zastrzeżoną biskupowi. Gdyby miał Ojciec ułożyć taki mini poradnik, jak przygotować się do spowiedzi, co by było na pierwszych trzech miejscach? – Po pierwsze mieć czas. Dzisiaj coraz częściej praktykuje się spowiedź w przelocie. Nawet jeżeli ten sakrament będzie ważny, to nie będzie on spełniał swojej najważniejszej roli, nie zmieni życia. Ja tę sytuację lubię porównywać do prysznica. Ktoś się ubrudzi, wejdzie pod wodę, raz–dwa i wychodzi, aż do następnego razu. Tylko że sakrament pokuty ma być momentem, który pomagam mi nawracać się, a więc zmieniać życie, poprawić moja relację do Boga i do drugiego człowieka. Druga rzecz, to muszę sobie uświadomić, z kim ja tam będę rozmawiał, że to nie jest tylko spotkanie z księdzem, ale jest to spotkanie z Bogiem. I ostatnia, lecz nie mniej ważna, to wpisanie tego sakramentu do naszego kalendarza, ale nie na zasadzie: „łoo, są święta, więc trzeba iść do spowiedzi“, ponieważ dobry rachunek sumienia z dłuższego okresu życia jest bardzo trudny. A jak często się Ojciec spowiada? – Co dwa tygodnie. Oczywiście z jakimiś wahaniami, ale zachowuję tą równomierność. Cały czas u tego samego spowiednika? – Oczywiście. W czym to Ojcu pomaga? – On mnie zna, wie o moich problemach, ale również jest mi łatwiej z nim rozpoznać, jaką drogą mam iść, jakie powinienem podjąć wysiłki. Z drugiej strony doświadczam też – tylko nie potrafię tego nazwać – można powiedzieć, że pewnego rodzaju opieki duchowej, ja wiem że ktoś się za mnie modli i troszczy się. W sakramencie pokuty występuje wielka koalicja przeciwko grzechowi. Jestem ja, jest spowiednik, jest Kościół, jest Bóg po mojej stronie.

Ebook - Radość z powrotu. O pokucie chrześcijańskiej - Piotr Jordan Śliwiński. Pobierz Radość z powrotu. O pokucie chrześcijańskiej w formacie epub, mobi. Sprawdź inne ebooki w Publio.pl. Mamy też darmowe fragmenty do pobrania. Kupuj legalnie, nie chomikuj. Przystanek spowiedź - Piotr Jordan Śliwiński OFMCap Podobno najłatwiej nawiązać kontakt z rodakami, gdy się narzeka. Coś w tym jest. Wystarczy jadąc pociągiem rzucić półgłosem niby do siebie, a w rzeczywistości do towarzyszy podróży: „Znowu się opóźnia”, a zaraz posypie się lawina żalów najpierw na koleje, potem na wszelkie inne instytucje społeczne. Dostanie się i rządowi, i Sejmowi, mediom, proboszczom i biskupom, a w końcu i innym grupom oraz instytucjom, w zależności od zainteresowań i doświadczeń podróżujących. Wśród tych wielu żalów i narzekań jedno, które wydaje się standardowe i tak oczywiste, że niemal nie zwraca się na nie uwagi: brak czasu. Na brak czasu, w domyśle – wolnego, uskarżają się wszyscy, nawet dzieci. Pewien młodzieniec w wieku mniej więcej pierwszokomunijnym wyjaśniał mi całkiem poważnie, że nie ma czasu, bo ma lekcje do odrobienia, dodatkowy język obcy, jazdę konną i coś tam jeszcze, czego nie zdołałem zapamiętać. Powinienem więc zrozumieć, że taki gentelman nie może już pozwolić sobie na dodatkowe szaleństwo przeczytania fragmentu Pisma Świętego. Czas dla wiary Zwykle właśnie na wszelkie działania związane z wiarą brakuje czasu. Okazuje się jednak, że w trakcie dłuższej i szczerej rozmowy wiele osób przyznaje, że pomimo chronicznego braku wolnego czasu, znajdują jego całkiem niemałe ułomki na śledzenie seriali w telewizji bądź regularne surfowanie po Internecie oraz wiele innych rozrywek. Trzeba jasno stwierdzić, że tejże rozrywki i odpoczynku bardzo potrzeba goniącemu człowiekowi („homo ledwo sapiący”) początku XXI wieku. Jednak brak czasu na spotkanie z Bogiem i uczestniczenie we wspólnocie wierzących to często wynik praktycznego uznania tych czynności za najmniej ważne w rozkładzie dnia, tygodnia, miesiąc i roku. Czasami postawa taka zdaje się być wezwaniem skierowanym do Boga: „Jeśli chcesz, abym miał czas dla Ciebie, to dołóż mi jeszcze kilkadziesiąt minut na dobę. Na inne sprawy znajdę czas sam”. Jest to tym bardziej smutne, że niejednokrotnie wiąże się z trwaniem w grzechu. Cóż, dla wielu chrześcijan głos sumienia, ból duszy jest mniej uciążliwy od choćby – bólu zęba czy niesprawnego samochodu. Gdy bowiem boli ząb lub nie funkcjonuje dobrze samochód, zwykle znajduje się czas na zaradzenie tym problemom. Wtedy wszystkie spotkania są do przełożenia, a zadania do odłożenia na później. A spowiedź się odkłada i odkłada. Im dłużej się ją odkłada, tym często trudniej się do niej wybrać. Kiedy wreszcie nastąpi ten moment, jest to np. Wielki Piątek lub Sobota, to są taaaakie kolejki, że w ogóle ochota do następnego spotkania w sakramencie pokuty i pojednania wyparowuje na długi czas. Jak rozwiązać ten problem? Spowiedź planowa Najprostszym rozwiązaniem wydaje się zaplanowanie spowiedzi jako np. comiesięcznego wydarzenia w swoim życiu. Jeśli znajdę stałego spowiednika, to będzie to łatwiejsze. Wiem, kiedy spowiada, w jakim miejscu, może nawet uda się umówić z nim na konkretną godzinę. Jeśli nie znalazłem jeszcze takiego kapłana, to ustalam odpowiedni czas i dowiaduję się o dyżury w konfesjonałach. Bogu dziękować – nie brakuje jeszcze w Polsce kapłanów, a więc generalnie nikt nad Wisłą i Wartą nie musi szukać spowiednika za siódmą górą i siódmą rzeką. Potem wpis do kalendarza lub do terminarz komórki, blackberry, komputera czy jakiegokolwiek innego elektronicznego cacka, i czas na spowiedź zarezerwowany. To proste rozwiązanie może jednak budzić wątpliwości. Pierwsza wydaje się oczywista. Czy takie rezerwowanie czasu na comiesięczną spowiedź nie zamazuje jej podstawowego sensu, jakim jest przywracanie komunii z Bogiem utraconej na skutek grzechu śmiertelnego? Może się przecież zdarzyć grzech ciężki parę dni po spowiedzi. Czy wtedy ma czekać długie tygodnie, aby pojednać się z Bogiem? Bynajmniej! W stanie grzechu nie należy trwać, ale postarać się jak najszybciej wykroić czas i dotrzeć do spowiedzi. Wyznaczony wcześniej termin spowiedzi może o tyle pomóc, że przynagla, aby poza ten dzień nie przekładać pojednania z Bogiem. Możliwa jest wszakże i sytuacja zgoła odwrotna – ktoś nie popełnił grzechu ciężkiego, regularnie uczestniczy we Mszy Świętej i przyjmuje Ciało Chrystusa. Czy wtedy też powinien regularnie się spowiadać? Czy sakrament pokuty i pojednania nie staje się wtedy pustym rytem? Bynajmniej! Sakrament jest zawsze spotkaniem z żyjącym i działającym Bogiem, który udziela swej łaski. Obok przebaczenia grzechów w sakramencie pokuty penitent otrzymuje także łaskę uczynkową, czyli pomoc daną przez Boga do trwania w dobrym, do spełniania dobrych czynów, do rozwoju duchowego. Sakrament pojednania i pokuty, obok przywracania jedności z Bogiem naruszonej przez grzech ciężki, ma też zadanie umacniania i pogłębiania tejże jedności. Gdy spowiadamy się z grzechów lekkich, spełnia on właśnie takie zadanie. Festina lente – spiesz się powoli Wyznaczenie terminu np. comiesięcznej spowiedzi nie oznacza jeszcze, że nie będzie ona odbywała się w pośpiechu. Wszak można wpaść jak burza do świątyni, przyklęknąć na półtorej minuty krótkiego pacierza i uznać się za przygotowanego do sakramentu. Potem spowiedź i w 15 minut po bólu… Owocne przeżycie spowiedzi wymaga jednak czasu – najpierw na rachunek sumienia. Nie chodzi tylko i wyłącznie o przypomnienie sobie pojedynczych grzechów, ale także o modlitewną refleksję nad swoim życiem. Przeglądam z Bogiem ostatni odcinek serialu pod tytułem „Moje życie”, zarejestrowany przez moją pamięć. Obok grzechów odnajdę w nim i dobre czyny, momenty święte, radosne, za które trzeba wielbić Boga i warto to uczynić. Zaś grzechy nie tylko zebrać, posegregować, ale także zastanowić się nad ich źródłem oraz nad możliwym remedium. Przeproszenie – żal za grzechy, ma się łączyć z postanowieniem poprawy. Warto także ustalić jakiś centralny kierunek pracy nad sobą. Jeśli mamy z tym problem, poprośmy o radę spowiednika. Po spowiedzi też warto się chwilę zatrzymać – podziękować Bogu za Jego miłosierdzie, może i za kapłana, przez którego posługę tego miłosierdzia doświadczyliśmy. Myślę, że dobrze jest zastanowić się nad wykonaniem zadośćuczynienia, a jeśli zdarza nam się o nim zapomnieć, to również zrobić stosowną notkę w przyrządach wspomagających naszą pamięć. Wszystkie te działania, akty penitenta, nie muszą być rozwlekłe i rozlazłe, ale domagają się chwili czasu. Starajmy się na rachunek sumienia przeznaczyć przynajmniej 15-20 minut czasu. Za dużo? Nie przesadzajmy - jeden odcinek serialu lub jedna połowa meczu piłkarskiego trwa czterdzieści parę minut. Przeżycie sakramentu pokuty i pojednania ma być duchowym przystankiem w codziennej gonitwie, przystankiem pozwalającym na spojrzenie z dystansem na codzienność, na ustaloną hierarchię wartości i ich ewangeliczną rewizję. A jak w takim razie ze spowiedzią przedświąteczną? Przed Bożym Narodzeniem, Wielkanocą, różnymi świętami rodzinnymi pędzimy do spowiedzi. Z okazji ślubu, czasami już po fryzjerze, ba nawet w weselnym stroju, przybiegamy do kościoła zdenerwowani, że właśnie teraz nikt na nas nie czeka… Inny wariant to frustracja z powodu kolejki do spowiedzi przedświątecznej. Owszem, tak bywa… Ale tydzień wcześniej tych kolejek nie było, o ślubie krewnego wiedzieliśmy od paru miesięcy, o własnym tym bardziej. A zatem i w takich sytuacjach warto spowiedź zaplanować. Jeżeli wdrożyliśmy się w rytm regularnego korzystania z sakramentu pokuty, to święta niczego tutaj nie zmienią, może poza jakimś przesunięciem terminu o tydzień czy dwa. Wpisujmy zatem regularną spowiedź w program naszego życia, nie bójmy się tych duchowych przystanków. SPOWIEDŹ RAZ W ROKU? Problem rzadkiego przystępowania do sakramentów świętych nie jest nowy. Zauważając go Sobór Laterański IV w 1215 roku wydał rozporządzenie, znane dziś jako przykazanie kościelne, o obowiązku przynajmniej jednej spowiedzi i przyjęciu Komunii Świętej w ciągu roku. (W nowym brzmieniu są to dzisiaj dwa przykazania: 2. Przynajmniej raz w roku przystąpić do sakramentu pokuty; 3. Przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć Komunię Świętą). Ustalając to minimum, rozumiano, że bez niego trudno będzie chrześcijaninowi żyć wiarą. Kontekst tego soborowego postanowienia był jednak inny. W średniowieczu wielu uważało się za niegodnych przystępowania do Stołu Eucharystycznego, dziś wielu chrześcijan uznaje się niemal za niezdolnych do grzechu ciężkiego, więc nieraz bardzo długo przyjmuje Komunię św., nie spowiadając się. Oczywiście nie mam zamiaru osądzać kogokolwiek, co więcej, jestem głęboko przekonany, że życie w stanie łaski uświęcającej przez długi czas jest możliwe. Jednakże, aby rozwijać się duchowo, potrzebna jest formacja sumienia, które w niełatwym, zabieganym świecie musi ciągle uczyć się odróżniania dobra od zła, tego co Boże, od tego, co Bogu wrogie. Regularna spowiedź będzie bardzo w takiej formacji sumienia pomocna. Dobrze wyraził tę prawdę papież Pius XII w encyklice „Mystici Corporis”: „Do szybszego postępu na codziennej drodze cnoty jak najusilniej zalecamy pobożny zwyczaj, wprowadzony przez Kościół pod natchnieniem Ducha Świętego, to jest korzystanie z częstej spowiedzi, dzięki której wzrasta prawdziwe poznanie siebie, pogłębia się chrześcijańska pokora, bywa wykorzeniana przewrotność obyczajów, kładzie się kres niedbalstwu i duchowej ospałości, następuje oczyszczenie sumienia i umocnienie woli, korzysta się ze zbawiennego kierownictwa duchowego oraz dokonuje się wzrost łaski mocą samego sakramentu”. Ustalenie terminu spowiedzi przyda się więc i wtedy, gdy nie popełniamy grzechu ciężkiego. Warto dodać, że Kościół zachęca do regularnej spowiedzi, odbywanej w odstępie dwutygodniowym, tych, od których oczekuje szczególnie intensywnego życia duchowego – od kapłanów i osób konsekrowanych. Artykuł publikujemy dzieki uprzejmości Przewodnika Katolickiego nr 12/2009. liczba odsłon: 3874 | dodano: 2009-03-20 13:54:29 Komentarze eyc2X.
  • mcxxzr4nu4.pages.dev/35
  • mcxxzr4nu4.pages.dev/28
  • mcxxzr4nu4.pages.dev/20
  • mcxxzr4nu4.pages.dev/63
  • mcxxzr4nu4.pages.dev/33
  • mcxxzr4nu4.pages.dev/73
  • mcxxzr4nu4.pages.dev/70
  • mcxxzr4nu4.pages.dev/64
  • ojciec piotr jordan śliwiński gdzie spowiada